Dziś po południu, mając legitymację „gości honorowych” Festiwalu Młodzieży, poszłyśmy z Tulą na tzw. Stadion Dziesięciolecia za Wisłę. Z taksówki wysiadłyśmy na placu Trzech Krzyży, bo dalej nie puszczano. Szłyśmy w umiarkowanym i wątle owacyjnym tłumie widzów, gęstniejącym w miarę zbliżania się do mostu Poniatowskiego. W szpalerze widzów szły delegacje festiwalowe, widziane przez nas jako ręce, podnoszone co chwila z powitalnym potrząsaniem i ubarwione we wszystkie kolory skóry. Upalna pogoda, Wisła, co rzadkie – szafirowa. Plusk oklasków, okrzyki
Na stadion dostałyśmy się nie bez trudu, ale za to siedziałyśmy w cieniu, bo ta trybuna honorowa jest częściowo kryta, a długi już cień daszku padał aż na dolne rzędy, gdzieśmy siedziały. Stadion jest imponujący, na sto tysięcy widzów. Trybuny szczelnie zapchane, zdawały się wyłożone kolorową mozaiką. A że prócz letniej barwności szmatek wszystkim jako bilety wręczano kolorowe numerowane chustki i tymi chustkami wciąż powiewano – dawało to wrażenie, że ludzka mozaika mieni się i migocze w słońcu. Sam stadion, z delegacjami równie kolorowymi tak co do skóry, jak w strojach, też wyglądał nieludzko, jak zaczarowane jezioro kołyszących się barwnych fal. Słowem ludzkość w charakterze ornamentu, lecz ornamentu czego? I skąd w człowieku bierze się potrzeba stawania się ornamentem?
Warszawa, 31 lipca
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 3, 1955–1959; wybór, wstęp i przypisy Tadeusz Drewnowski, Warszawa 1996.
Po południu na pokazie artystyczno-sportowym, który się odbywał na nowym stadionie [Dziesięciolecia]. Nieprzeliczone tłumy, trudno się było dostać na wyznaczone miejsca. Stadion sprawia imponujące wrażenie, obliczony jest na 100 tysięcy widzów. Pokaz wypadł wspaniale. Rozpoczęto korowodem poloneza, z udziałem około tysiąca młodzieży w strojach ludowych z różnych stron Polski. Piękny układ co chwila wzbudzający zachwyt widowni, która nie szczędziła oklasków.
Robiła ten pokaz Jadwiga Mierzejewska, z którą pracowałem przed wojną na kursach nauczycielskich. Poznałem niektóre jej pomysły i figury taneczne. Niemniej pięknie wypadły pokazy gimnastyczno-taneczne. Wielkie wrażenie wywierały grupy odróżniające się kolorami ubiorów, zwłaszcza malowniczo wypadły grupy czerwone, żółte, niebieskie. Ewolucje taneczne i gimnastyczne bardzo pomysłowe i piękne. Całość trwała półtorej godziny, które wydały się jak mgnienie. Prawdziwe doznanie estetyczne, jakiego się nie spodziewałem.
Warszawa, 7 sierpnia
Jerzy Zawieyski, Dzienniki, Warszawa 2011.
Wczoraj Wisła pokazała swe groźne oblicze w Warszawie. Woda zalała tory kolejowe elektrowni na Powiślu, Płytę Czerniakowską i doszła aż do schodów Stadionu Dziesięciolecia. Wieczorem na brzegach rzeki i na mostach tłumy ludzi przyglądających się fali kulminacyjnej przechodzącej przez Warszawę. Stałem na moście Poniatowskiego i obserwowałem ze zgrozą siłę rwącego żywiołu.
Warszawa, 1 sierpnia
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.
Najgorsze zajścia były nie w marcu, ale w maju. Gdzieś w pierwszych dniach maja zaczynał się Wyścig Pokoju. Koniec etapu w Warszawie zorganizowano na Stadionie Dziesięciolecia. Przygotowano dosyć atrakcyjny program, na stadion przyszło mnóstwo ludzi.
Siedziałem obok trybuny honorowej, w części dla dziennikarzy. Niedaleko mnie siedział Tadeusz Pietrzak — komendant główny milicji. Oczekiwanie na kolarzy trwało około trzech godzin, co jakiś czas spiker opowiadał o sytuacji na trasie. Wyglądało na to, że wygrywają Rosjanie. Pod wpływem tych meldunków stadion zaczynał coraz bardziej szumieć, a gdy przyjechali kolarze, panował już kompletny bałagan. Na nieszczęście wygrał kolarz radziecki. Oczywiście posypały się butelki, byli pierwsi ranni. Ktoś, kto zabezpieczał imprezę, kazał wyprowadzić batalion ZOMO na murawę i otoczyć kolarzy.
W pewnym momencie zauważyłem na samym szczycie stadionu kompletnie pijanego mężczyznę, coś wykrzykującego, który zaczął się rozbierać. Dosłownie cały stadion zaczął na niego patrzeć. I wtedy rozegrała się następująca scena: dowódca oddziału ZOMO zawołał jednego z milicjantów i pokazał mu tego pijaczka. Milicjant wziął pałkę, zdjął hełm i zaczął biec w jego kierunku. Stadion zamarł i czekał, co się stanie. Kiedy milicjant podszedł już do tamtego, pijak kopnął go z całej siły w twarz. Milicjant spadł prawie na sam dół, zresztą przy aplauzie publiczności. Funkcjonariusz podniósł się i jeszcze raz pobiegł na górę. Nie dyskutował z nim, tylko go spałował i zabrał na dół.
W tym momencie Cyrankiewicz przywołał Pietrzaka i polecił mu postawić w stan pogotowia i ściągnąć na stadion całe ZOMO, jakim dysponuje. Sytuacja była trudna, bo władze uznały, że zamieszki w Warszawie skończyły się i rozpuściły oddziały na urlop. Nie było ani jednej rezerwowej kompanii ZOMO.
Mniej więcej w tym czasie opuściłem stadion, bitwa wokół niego trwała prawie do rana następnego dnia. Pamiętam, że wielu milicjantów zostało ciężko rannych, zniszczono wiele samochodów. Ogółem zostało rannych ponad 100 osób. We wszystkich zajściach „marcowych” w Polsce, które trwały kilka dni, nie było tylu rannych, co wówczas. I to był prawdziwy koniec „wydarzeń marcowych”. Potem był już spokój.
Warszawa, 24 maja
Walery Namiotkiewicz, Byłem sekretarzem Gomułki. Z Walerym Namiotkiewiczem rozmawia Grzegorz Sołtysiak, Warszawa 2002.
Pracująca Warszawa i województwo stołeczne gorąco popierają program partii i rządu. W poniedziałek [...] na stadionie Dziesięciolecia odbył się wielki wiec, na którym ludność stolicy i województwa manifestowała solidarność z Polską Zjednoczoną Partią Robotniczą i rządem PRL, z wytyczonym przez VII Zjazd programem dalszego rozwoju Polski i umocnienia jej pozycji w świecie. [...] Przemówienie, dające wyraz uczuciom wszystkich ludzi pracy, dla których najważniejszym dobrem jest dobro socjalistycznej ojczyzny, wyrażające poparcie, jakie stolica i województwo warszawskie udzielają partii, jej Komitetowi Centralnemu, Biuru Politycznemu, a także osobiście Edwardowi Gierkowi i Piotrowi Jaroszewiczowi — jest gorąco przyjmowane przez uczestników wiecu. Często przerywają je oklaski i spontaniczne okrzyki na cześć przywódców partii i rządu. [...] na trybunie staje młody mężczyzna. „Jestem Zenon Waś — mówi do mikrofonu. — Od 10 lat pracuję w Fabryce Samochodów Osobowych na Żeraniu [...]. Nasza załoga popiera pracę VII Zjazdu i jego uchwały. Budujemy ojczyznę pod kierownictwem partii, która nie zawiodła nas nigdy. Ufamy partii i I sekretarzowi Edwardowi Gierkowi, ufamy Piotrowi Jaroszewiczowi”.
Warszawa, 28 czerwca
„Życie Warszawy” nr 153, 29 czerwca 1976.
Cała pracująca Warszawa, mieszkańcy wszystkich dzielnic i delegacje zakładów pracy z terenu województwa mazowieckiego spieszyli wczoraj na wielki wiec, który odbył się w godzinach popołudniowych na Stadionie Dziesięciolecia. Po zakończeniu pierwszej zmiany, z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku, liczne rzesze ludzi pracy zebrały się w wielu punktach miasta, by potem wspólnie przemaszerować ulicami stolicy, manifestując swoje poparcie dla polityki partii i rządu.
Imponujący był to widok, gdy ulicami wciąż rozbudowującej się, coraz piękniejszej Warszawy maszerowały zwarte szeregi jej mieszkańców, gdy stolica zakwitła biało-czerwonymi i czerwonymi sztandarami.
Towarzyszyliśmy ludziom pracy Warszawy na trasach, gdy spieszyli, by zadeklarować swoją solidarność z klasą robotniczą całego kraju.
Warszawa, 28 czerwca
„Życie Warszawy” nr 153, 29 czerwca 1976.
Na Stadionie Dziesięciolecia po raz pierwszy pokazano Warsa — pojazd niemal już legendarny, na który z niecierpliwością czekamy od kilku lat.
Samochód prezentował się znakomicie i stał się niekwestionowaną gwiazdą wystawy. Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami jest wozem średniej klasy, z silnikiem o pojemności 1290 centymetrów sześciennych. Jak podkreślają twórcy, powstała zupełnie nowa, całkowicie polska konstrukcja. Przy czym dwa prototypy, jakie oglądaliśmy, nie są warsztatowymi „klepkami”. Istnieje pełna dokumentacja techniczna.
Warszawa, ok. 16 listopada
„Sztandar Młodych” nr 2162, 16 listopada 1986.